niedziela, 8 sierpnia 2010

Daleko jeszcze....?

Znacie to odwieczne pytanie, zadawane najczęściej przez nieletnich podczas nawet dziesięciominutowej wycieczki?:) Ja też ostatnio mam ochotę tak pytać, ale odnośnie zakończenia remontu... Entuzjazm ustępuje ostatnio miejsca frustracji. Mam dość pracy na dwa etaty, bałaganu, braku czasu na cokolwiek i przede wszystkim tej przeklętej świadomości, że od pół roku dajemy się we znaki sąsiadom na wszelkie znane (i nieznane) nam sposoby. Nawet przyroda sprzysięgła się przeciw nam i wczoraj odkryliśmy, ze gołębie przeprowadziły sabotaż rynny, skutkiem czego zalało nas i sąsiadów... Wychyliwszy się przez okno, dając popis zdolności akrobatycznych, ujrzeliśmy tylko ich szyderczo roześmiane dzioby. Tak więc czeka nas kolejna pielgrzymka po "przyjaznych" instytucjach... Narzekam? A co tam, od czasu do czasu wolno!;)

Nasza przejedzona ściana zdradziła wczoraj wstydliwy sekret - tuż za warstwą drewna kryje się warstwa folii i metalowe przepierzenie - dalej czeka już tylko dzika i nieokiełznana natura. Wniosek - impregnacja drewna + pitagorejska konstrukcja k-g, a pod nią izolacja z wełny.
Ponadto wyszczotkowaliśmy belki i cegły w pokoju przychówku.


Zrelokalizowaliśmy też nasz stary bałagan, ponieważ nowy już się nam nie mieścił. Szamotki, resztki drewna, nieuszkodzone piecowe kafle i inne "drobiazgi" wywędrowały na stryszek. Resztę przeprowadziliśmy do kuchni:


Salon zyskał nowy pistacjowy "look":

Po zakończeniu pracy wzbogaciliśmy się o KOLEJNY wór, tym razem wypełniony strzępami starej farby. 
Postanowiliśmy też rozstać się z pewną panią...

Troszkę zaniedbana, ale jak szlachetnie urodzona! Niestety jakoś się z nią nie możemy dogadać... Może komuś przypadnie do gustu? Oddamy ją śmiałkowi, który odważy się znieść TOTO po schodach;)
I tyle. Dużo? Niestety wciąż za mało, by urzeczywistnić marzenia o przeprowadzce.
Mimo wszystko życzę Wam udanej niedzieli!

7 komentarzy:

  1. Łączymy się w bólu i szybko dodajemy na pocieszenie - zawsze możecie pomyśleć, ile miesięcy (w kategorii lat boimy się nawet myśleć, a co dopiero pisać) nam zostało do chlubnego momentu wprowadzenia się. chociaż w sumie nie wyglądacie na ludzi cieszących się z cudzego "nieszczęścia";)

    trzymamy kciuki za jakiś podnoszący na duchu spektakularny postęp!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bedzie dobrze!!!wiem cos o tym:) 2 lata sie z takim remontem bujalismy...Kurcze smiac mi sie chce bo co u Ciebie cos czytam to moj remont mi sie przypomina. Nawet szafy podobnej sie pozbywalismy bo miejsca na nia nie bylo:...

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja powiem tak: nie ma odwrotu, a cel z każdym wyniesionym workiem coraz bliżej!! Bardzo mocno trzymam kciuki i w razie potrzebnej pomocy fizycznej/psychicznej (niepotrzebne skreślić) proszę wołać bez ogródek!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaka piękna ta szafa! Naprawdę nie znajdziecie dla niej kącika? Pasuje do Waszego mieszkania... szkoda, że u mnie też dla niej miejsca - chyba - nie ma... :-(((
    Pozdrawiam i czekam na dalsze doniesienia z frontu. Ewa

    OdpowiedzUsuń
  5. tak:) znam tę frustrację, dwa remonty i teraz po długiej przerwie PRAGNĘ coś odreastaurować, przywrócić życiu:)) przetrwacie i jak się wprowadzicie, dopiero będzie szczęście pełną gębą:) że Sami, że tyle pracy i jaki EFEKT, a znając Was, bedzie pięknie!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Łeee tam... co tu piskasz;) My już 6 lat i wory z gruzem najdalej dzisiaj wynosiliśmy... a jaka radocha umyć nowe okienko albo pobejcować stare schody uchhh:) U Was jak patrzę - coraz piękniej, ja w gruzie mieszkałam i robiłam pomieszczenie po pomieszczeniu, więc nie miałam tego dylematu kiedy się wprowadzę. Wy wolicie inaczej - i dobrze, po fakcie stwierdzam, że mieszkanie i remontowanie jest do kitu - robisz po łebkach, żeby za bardzo nie narobić bajzlu a i tak dużo rzeczy się niszczy... Jedyne co na plus, to jestem fachura w błyskawicznym sprzątaniu :))
    Serio Maura - wygląda to dobrze, u mnie jak wkleję zdjęcia jak wyglądała elektryka przez 6 lat to czkawka ze śmiechu Cię zamęczy:)
    Pozdrawiam i czoło w górę:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ehh gołębie - latające szczury. Bardzo bardzo ich nie lubię, a uśmiech goszczący na mojej twarzy, gdy dokarmiałam je w Wenecji na pl.św. Marka już nigdy nie wróci. My mamy obsrany cały balkon, dziecięce wiatraczki przestały je odstraszać, teraz rzucamy w nie kulkami z mokrego papieru - może to nie humanitarne, no ale... Na dziś nie pozostaje nam nic innego jak zamontować daszek nad oknem kuchennym - czego efektem będzie ciemniejsza kuchnia... no ale coś za coś.

    A wy nie załamujcie się. Oświadczam, że po waszych relacjach na blogu widać postęp prac remontowych. Już niedługo. Dacie radę. Lepiej zrobić wszystko teraz niż bawić się w remonty już po przeprowadzce (jak u mnie). Ślę serdeczności!

    OdpowiedzUsuń