Pierwszy tydzień października ani chybi minął, a u nas nadal bez zmian. Łączę się w ubolewaniu ze wszystkimi ciepiącymi z powodu opóźnień i stagnacji. Choć postępy są co najmniej zauważalne, daleko nam jeszcze do przeprowadzki niestety... Tymczasem cieszymy się widokiem prawie skończonych kafli w łazience. Prawie zamontowanego łazienkowego parapetu Nota bene jego dopasowanie to chyba pierwsza rzecz od czasu rozpoczęcia remontowej gehenny, która przyszła szybko i bezboleśnie. Może dlatego, że oczekiwaliśmy sporych problemów?:) W każdym razie parapetu już nie ma - czeka na dobranie odpowiedniego koloru i konserwujących specyfików.
Do wykończenia łazienki pozostało przed nami jeszcze:
- położenie kafli na stelażu pod umywalkę
- fugowanie
- kupno, przewiezienie, wniesienie i montaż luster o przybliżonych wymiarach 200x70 oraz 140x70 :)
- zdecydowaliśmy się wykończyć krawędzie kafli i luster aluminiowymi profilami, a więc i to na nas czeka
- cekolowanie ściany nad wanną
- położenie teakowych puzzli na podłodze, cokole i obudowie wanny
- cyklinowanie i olejowanie tychże
- wykończenia drewniane
- montaż pralki i w dalszej przyszłości szafek łazienkowych
W piątek doszło też do montażu pieca! Można więc założyć, że instalacje wszelakie są już w naszej ruinie prawie ukończone - prawie, ponieważ nadal musimy poprawić rozkład gniazdek elektrycznych w kuchni (skutek kapryśnej kuchennej zabudowy:)) Pan, który piec nam zamontował absolutnie nas zauroczył;) przerobienie rurek gazowych, podłączenie pieca, montaż tych wszystkich zaworków i wreszcie wyprowadzenie rury spalinowej zajęło dwuosobowej drużynie niecały jeden dzień (!). O solidności wykonania nie wspomnę.
Oczywiście ciężko nazwać piec elementem ozdobnym, ale przyznacie, że źle to nie wygląda? aha - rurki schowamy za zamówioną już osłoną. Piecyk wisi co do centymetra w miejscu, które zaznaczyliśmy ORIENTACYJNIE na ścianie, rurki sterczą rzędem jak podczas musztry, żadnych zbędnych kolanek, wszystko zmieszczone na absolutnym minimum przestrzeni, rurki gazowe poprowadzone idealnie dokładnie tak jak prosiliśmy, a na deser kilka komplementów pod adresem naszego mieszkanka;) czego jeszcze do szczęścia potrzeba? Tak więc znowu nam się poszczęściło! Tradycyjnie wszystkim zainteresowanym służę namiarami.
A zatem w kuchni zostało nam jeszcze:
- elektryka
- otynkowanie ścian tam,gdzie jeszcze nie zdołaliśmy w tym plątaniny kabli nadal sterczącej pod sufitem
- położenie kafli na ścianach, fugowanie, cekolowanie
- ewentualnie wymiana parapetu na drewniany (wymiana nastąpi na pewno, ale nie jesteśmy pewni czy brać się z to teraz, czy poczekać na wymianę mebli w kuchni)
- zakup, przewiezienie i wniesienie płyt jastrychowych
- kafle na podłodze (również w przedpokoju)
- no i nieszczęsne framugi - o drzwiach nie wspomnę - co nie idzie mi ostatnio wcale...
Naturalnie czeka nas jeszcze malowanie i poprawki cekolowe wszystkich pomieszczeń...
BRRRRRR...
Tymczasem jest niedzielny poranek, za oknem mgła, zimno, mokro. Ruda bestia zwinięta w kłębek, a my dziarsko (?) zabieramy się do kolejnego rozdziału robót. Trzeba zacząć od zdjęcia pieca ze ściany, żeby nie ucierpiał od unoszącego się wszędzie kurzu...
Wam zaś życzę ciepłego i leniwego niedzielnego dzionka.