poniedziałek, 3 grudnia 2012

Krótkie sprawozdanie

Przez bardzo długi czas panowała tu martwa cisza. No ale czym tu pisać kiedy postępów remontowych uparcie brakowało? Po tygodniach (miesiącach?) szlifowania, opalania, skrobania udało nam się zdobyć ostatni bastion pożółkłych łuszczących się olejnych powłok na pięknych ponad stuletnich drzwiach. Nie powiem, że prace są zakończone, ale w tej chwili mają raczej charakter kosmetycznych poprawek a nie skrajnej demolki. Ślęczenie z papierem i szlifierką w każde wolne popołudnie mamy nareszcie definitywnie za sobą! Ponieważ: A – zależało nam bardzo na otwarciu wreszcie trzeciego pokoju (po krótkim urlopie znowu przerobiliśmy go na drewutnię); B – mieliśmy już serdecznie dość szlifowania. Jednogłośnie uznaliśmy stan drzwi za satysfakcjonujący w stopniu pozwalającym umieszczenie ich na miejscach do tego przeznaczonych:) W zakończeniu prac pomogła nam z pewnością nowa członkini ekipy remontowej.


Zainstalowała między innymi listwy przypodłogowe

Jesienią - po odgruzowaniu drewutni, można było nareszcie zamontować kupione w maju (!) szafy i przekonać się czy w ogóle pasują…

Na szczęście, mimo swoich gabarytów, raczej nie rzucają się w oczy i na pewno nie dominują nad pokojem. Może to trochę frustrujące – tyle się napracować i na koniec nie zauważyć rezultatów, jednak w tym wypadku brak widocznych efektów, to właśnie efekt na który liczyliśmy i naszym zdaniem się udało. Stoję przed dylematem co zrobić z komodą – malować czy nie malować na biało? Zaczęliśmy też małymi kroczkami realizować plan wystroju I pokoju. Przywędrowały pierwsze „docelowe” meble… Jak widać bardzo nowoczesne. Czy połączenie zachowanych oryginalnych podłóg, drzwi i belkowania z białym połyskiem i szklanymi powierzchniami jest udane – oceńcie sami. Strzałem w dziesiątkę było przełamanie stereotypu „kącika komputerowego”. Dla niewtajemniczonych – ekran przy sofach to nie TV – to monitor! Telewizora ani telewizji nie oglądamy, nie posiadamy i nie tęsknimy. Natomiast w kącie wypoczynkowym mamy prawdziwe centrum dowodzenia – klawiatura, myszka i co tam jeszcze potrzebne – wszystko pochowane w szufladach na wyciągnięcie ręki. Nareszcie koniec z gnieżdżeniem się na niewygodnych krzesłach. Teraz można sobie nawet uciąć przyjemną drzemkę pomiędzy jednym mailem, a drugim;) Albo pokazać gościom zdjęcia, gdy wpadną na kawę;) Za sofą jest tylko mały blacik przykryty takim samym panelem jak reszta mebli – w domu raczej nie pracujemy, więc więcej nam nie potrzeba. Oczywiście nie obyło się beż problemów podczas jego montażu – skończyło się wkuwaniem panelu na 10 cm w ścianę:) Sąsiedzi na szczęście uznali, że półeczka w tym miejscu nawet im się przyda;)  


Cóż – sama nie uwierzę jeśli napiszę „do zobaczenia wkrótce” .Czasem jednak będę tu jednak na pewno wracać, by podzielić się kolejnymi wnętrzarskimi poczynaniami.