wtorek, 20 września 2011

Dzień czwarty.




W ostatnim wpisie opowiadaliśmy o pierwszym etapie tworzenia naszej upragnionej łazienkowej podłogi. Ponieważ kolejne etapy okazały się znacznie bardziej absorbujące różwnież dla mnie, wpisy na blogu mysiały chwilkę zaczekać, dziś jednak kolejna relacja - CYKLINOWANIE.

Łazienka jak wielokrotnie pisałam, a zresztą świetnie widać to na zdjęciach - jest nieduża. To również przyczyniło się do decyzji o samodzielnym kładzenu mozaiki - znalezienie fachowca, który chciałby podjąć się zadania na tak maleńkiej powierzchni nie jest łatwe, a wycena usługi nadszarpnęłaby mocno nasz remontowy budżet. Należało więc rozpocząć poszukiwania cykliniarki! Po poznaniu nowych marketingowo-handlowych postaw, które skłoniły nas do przewartościowania ról klienta i usługodawcy:
"- dzień dobry, chciałbym zapytać czy istnieje możliwość wypożyczenia u Państwa cykliniarki...?
- NIE."
Bądź co bądź szczerze ubawieni, radośnie pomaszerowaliśmy pod adres z ogłoszenia numer dwa, gdzie udało nam się nająć do pracy takie cudo, które niejedną podłogę już widziało;) Zaznaczam, że cykliniarka poniższa jest nierozbieralna na części, więc wtaszczyć trzeba było toto w całosci (waga około 40 kg). No ale wspominałam na początku, że stawiamy na aktywny wypoczynek. Swoja drogą to i tak niewiele jak na cyklinarkę, można się nawet pokusić o stwierdzenie, że niewielka waga tego urządzenia troche utrudnia pracę, ponieważ nie dość mocno dolega do podłoża, trudniej się ją prowadzi i trzeba bardziej uważać, żeby nie "uciekła";) A wierzcie mi, że uciekać chciała, szczególnie do wyłożonego polerowanym gresem przedpokoju:)


Nie znaleźliśmy jednak niestety ręcznej cykliniarki do wyrobienia narożników, cokołu i wanny. Zdecydowaliśmy się więc powiększyć naszą kolekcję narzędzi a tą panią:

Wydatek nie był planowany, ale taśmowa szlifierka przypomina sposobem pracy cykliniarkę i ogólnie jesteśmy całkiem zadowoleni z efektu. Oczywiście nie obyło się bez wpadki - do głowy nam nie przyszło, że taśmy ścierne do tego typu urządzeń mają różne rozmiary, tym bardziej, że leżały sobie zgodnie na jednej półce. Oczywiście mając 50% szans na wybranie właściwych - musieliśmy je wymienić:)
Koniec końców po dwóch godzinach wypożyczona cykliniarka spełniła swoje zadanie i można było ją odwieźć do domu. Przed odjazdem dała nam lekcję nt. różnicy pomiędzy cyklinowaniem pyłowym i bezpyłowym - gdy całkiem bez ostrzeżenia (na pełnych obrotach!) spadł worek do zbierania pyłu:)
Wykorzystaliśmy paiery scierne 80 i 120 do dużej cykliniarki; 60 i 80 do taśmówki.
Efekt jednak był mocno niezadowalający. Trochę podłamani, w akcie desperacji siegnęliśmy po nasze dzielne metabo i...


...OLŚNIENIE! Tą szlifierką udało się wreszcie nadać podłodze właściwy wygląd. A muszę przyznać, że po kilku próbach ucieczki - cykliniarka zostawiła w podłodze paskudne wżery - aż płakać się chciało! Zaczęliśmy od papieru 40, kończyliśmy na 100. Gdy byliśmy pewni, że podłoga jest równa, nie ma zarysowań, nigdzie nic nie odstaje i wszystkie łączenia klepek są idealnie równe, pył wymietliśmy bardzo dokładnie oczyszczając szczeliny między klepkami zbierając przy okazji inne zanieczyszczenia, jak resztki kleju, czy kawałeczi cekolu, które zdążyły odprysnąć od ściany. Czystą podłogę przeszlifowaliśmy jeszcze raz papierem 120/100 zostawiając pył na podłodze. Zgodnie z zaleceniem producenta zebraliśmy tylko niewielką ilość do zmieszania ze szpachlą. No i nadszedł czas na kolejny etap, czyli szpachlowanie szczelin.
Wypełnienie zasycha szybko. Preparat znowu mile zaskoczył nas brakiem zapachu. Wogóle chyba najbardziej uciążliwym zapachem, jest zapach samego drewna - teak pachnie spalenizną. Po godzinie można było znowu wpaść z metabo i tarczą 100/120 i wyrównać fugi. Mechaniczne usuwanie szpachli nie przypadło nam jednak do gustu, dlatego na koniec zaczęliśmy zmywać jej resztki wilgotnymi ściereczkami. To wreszcie dało zamierzony efekt. Na koniec gruntowne odkurzanie mieszkania - ścian, sufitów, drzwi. Mimo że mieliśmy otwartą tylko kuchnię, a drzwi oklejone taśmą, kurz był dosłownie wszędzie. A przed olejowaniem nic nie mogło się pylić! Praca trwała do samego wieczora. Zaczęliśmy o ósmej rano w wypożyczalni, kończyliśmy o dwudziestej i na drugi dzień kończyliśmy szlifowanie, mycie i porządki. UFF!



Pozostała jeszcze relacja z ostastniego etapu, to jednak na razie temat drażliwy. Powiem tylko, że nadal czekamy na końcowy efekt:)

Pozdrawiam!

10 komentarzy:

  1. Nad efektami zachwycałam się już w poprzednich postach, więc nie będę wiać nudą i monotonią, zapytam tylko dowcipnie 4 dni bez kibelka byliście?!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja przeczytałam posty wsyztkie hurtowo, nie mogę się otrząsnąć z piorunującego wrażenia. Chylę czoła do ziemi - wyszło FANTASTYCZNIE!!!!!! Pracusie z Was. Nic, tylko podziwiać :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. oj cykliniarki lubią uciekać :)
    super podłoga wygląda, super tempo macie i jeszcze bardziej superzasty będzie efekt końcowy :)
    pozdrwaiam
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wygląda to niesamowicie, zastanawiam się tylko, jak można zaimpregnować to drewno w łazience? Bez tego będzie marnie za kilka lat :) Chociaż wygląda naprawdę super, zwłaszcza ścianka boczna wanny. Znalazłem też Wasz pomysł w wersji skrajnej link

    OdpowiedzUsuń
  6. Mina kota bezcenna :D U mnie najgorzej było posprzątać po remoncie, musiałem zatrudnić firmę sprzątanie mieszkań wrocław

    OdpowiedzUsuń
  7. Imponujący remont i to w dodatku samodzielnie !
    Efekty prawie jak profesjonaliści np Remonty w Radomiu

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam nawet podobnie, tylko jeszcze kotły gazowe zamontowane w rogu - nie burzą klimatu wnętrza ;)

    OdpowiedzUsuń