Kiedy sytuacja nietypowa przeciąga się w nieskończoność, zaczyna się ją traktować jak coś oczywistego i właśnie TYPOWEGO. Ale, żeby to sobie uświadomić potrzeba pomocy z zewnątrz.
Dziś Luby "podsłyszał" w pracy słowa koleżanki: "Jak to dobrze, że pogoda wreszcie się poprawiła. Można wreszcie wyjść z domu, bo tak to człowiek siedzi w czterech ścianach i nie ma o robić..."
Zatkało nas:) JAK TO?? NIE MA CO ROBIĆ?? :) Nie pamiętamy już jak to jest wrócić do domu i ZNUDZIĆ się oglądaniem telewizji:) nawet jeśli już czasem (baaardzo sporadycznie) ulegamy tej pokusie, to i tak zwykle w tym czasie planujemy co jeszcze mamy zrobić, gdzie pojechać, co załatwić. Naszą codziennością są długie listy zadań. Oto mała próbka, spisana "od ręki" - na kwiecień:
- garaż (dokończyć malowanie) - oprócz mieszkania prowadzimy równolegle pomniejsze "inwestycje":)
- pity rozliczyć (brrrr...)
- z kominiarzem pogadać (mamy już telefony i kontakty - hurra!)
- dopytać o projekt CO
- zrobić zakupy do instalacji wodnej w mieszkaniu
- inwentaryzacja i agencja nieruchomości
- odmalować elewację i naprawić główne frontowe drzwi
- zrobić porządki w narzędziach i przejściu
- porządek w "składziku"
- powystawiać na aukcje zbędne sprzęty
- prasowanie (uzbierały się już dwa kartony i kosz)
- opalanie drzwi
- opalanie drzwi
- opalanie drzwi :) i tak przez kolejne miesiące
- odremontować szafeczkę wiszącą (dawny zakup, jeszcze z poprzedniej wiosny, czeka na zmiłowanie); komodę ze stryszku; nogi od stołu (znaleziony w pinicy rodziców - moja jedyna nadzieja na szufladę w kuchni); krzeslo ; taborecik; półeczkę
- kupić białą farbę w spray-u (przemalowuję wilkinę)
- pomalowac szafę na biało - kupić biały akryl
- pochować zimowe rzeczy
- kupić nasturcje i wysiać w skrzynkach na tarasie (chwilowo jestem współposiadaczką tarasu, ale nie mam czasu dbać o kwiatki i wypoczywać na nim (!!))
no.
Sprostowanie: MY NIE NARZEKAMY. Nikt nas nie zmuszał do takich, a nie innych decyzji. Po prostu uświadomiliśmy sobie dzisiaj, że żyjemy w naprawdę innym świecie. Nie zdawaliśmy sobie chyba dotąd sprawy z tego, jak nasi znajomi spędzają wolny czas (co to jest "wolny czas"?;))
A jednak udało mi się wyszperać godzinkę na popełnienie wiszących świątecznych wydmuszek (wprawdzie PO Świętach, ale jednak) oraz na przeglądanie moich ulubionych blogów. Luby zaś ogląda właśnie MECZUŚ (słowo "weszło" do naszego słownika za sprawą pewnych bardzo ważnych dla nas osób).
Nie starczyło go jednak na złożenie w porę świątecznych życzeń, za co gorąco przepraszam, mając jednocześnie nadzeieję, że Święta spędziliście leniwie, rodzinnie i niedietetycznie:)
Dobrej nocy!