Wracamy po niewiemjakdługiej przerwie. Nie umiem powiedzieć co spowodowało nasze zniknięcie. Może odpowiada za to fakt, że zarzuciliśmy prace remontowe w mieszkaniu, na rzecz... innych prac remontowych. Może bijący po oczach brak postępów sprawił, ze straciłam chwilowo serce i wenę do blogowania? A może po prostu pochłonęła nas za bardzo (?) rzeczywistość? Tak czy owak w pracach remotnowych nastąpił spory przestój, spędziliśmy dłuuugi urlop nie kiwnąwszy prawie palcem w kwestiach remotnowych (prawie, ponieważ część framug pojechala na urlop razem z nami:)) i odpoczęliśmy pierwszy raz od niepamiętnych czasów. A ostatnio zaczęliśmy wreszcie nieśmiało dłubać w naszej już-prawie-nie-ruinie... Jeśli jeszcze ktoś o naszym blogu pamięta - zapraszamy!:)
Jako zwiastun kolejnej epoki remontowej powstała mini instalacja elektryczna na stryszku. Od samego początku planowaliśmy poprowadzić tam prąd z naszego mieszkania - tak się szczęśliwie złożyło, że przynależne nam pomieszczenie znajduje się bezpośrednio nad kuchnią i łazienką. Do tej pory sterczał tam jednak tylko goły kabel, nie podłączony nawet do źródła prądu. Jakiś czas temu udało się Lubemu skończyć majstrowanie w rozdzielni, a w ostatni weekend zamontował gniazdko, włącznik i oprawkę - a więc niezbędne minimum stryszkowo-pracowniowe:) Wszystkie hermetyczne z uwagi na wszechobecne drewno. Teraz pora na mnie i na "wejście smoczycy" czyli porządki! gdy skończę... hm. bądżmy szczerzy - najpierw muszę zacząć. Jednakże - gdy skończę mam wielką nadzieję przenieść się z moim "majdanem" piętro wyżej, a drewutnię wysprzątać na błysk. Pogoda sprzyja, więc może wreszcie będzie można skorzystać z naszym zdaniem jednego z największych atutów naszego domku, czyli amfilady dającej możliwość obejścia mieszkania dookoła - szalenie przydatne przy oprowadzaniu gości;) Na razie drewutnia jest niezmiennie drewutnią i wygląda tak:
Kolejne gniazdko doczekało się montażu nad piecem. Nikt nie podejrzewał, że jego założenie nastręczy tylu problemów, w końcu jednak udało się i jest! Sterowanie odbywa się poprzez dodatkowy włącznik zamontowany przy wejściu do pokoju obok włączników lamp sufitowych. Dzięki temu można na stałe podłączyć np. wąż świetlny do gniazdek znajdujacych się nad piecem. Póki co niestety gniazdka mocno rzucają się w oczy, ale korona powinna je przysłonić. Jesli nie - będziemy się martwić później :)
Kształtu zaczął nabierać przedpokój. Nasz plan minimum obejmuje właśnie wykończenie tej mikroprzestrzeni. Jak dotąd oskrobaliśmy (jeszcze nie oszlifowaliśmy!) drzwi frontowe i kuchenne. Oczyściliśmy framugi. Trwa ich lakierowanie co widać na wcześniejszym zdjęciu. Drzwi między kuchnią a przedpokojem wędrują nieustannie, ponieważ stanowią jedyną barierę (mimo wyjętych szyb - jak dotąd nie do pokonania) dla naszego rudego budzika:) Nie dajcie się zwieść słodkiemu widokowi! Na marginesie przedmiotem, w którym przebywa na zdjęciu rudy budzik jest moja własna prywatna miska:) - jak powszechnie wiadomo miejscem, w którym kot przebywa najchetniej jest to, w którym nie pozwalacie mu przebywać:)
Wracając do przedpokoju. Ponieważ naszym celem jest urządzenie domu w równowadze pomiędzy starymi i nowymi sprzętami, uznaliśmy, że wystarczy do szczęścia oryginalnych drzwi i okuć - resztę wyposażenia wybieramy nowoczesną i lekką. Zaczęliśmy od najwęższej jaką znależliśmy szafki na buty. Naszym zdaniem pasuje:) Kłopot mamy natomiast ze znalezieniem pasujących szyldów i klamki do drzwi frontowych - niestety to jedyne okucia, które nie zachowały się do "naszych czasów". Cierpliwie przeszukuję Allegro, liczę też na Jarmark... może uda się coś upolować?
Na ostatnim zdjęciu rzut oka na piankę montażową wystającą z każdej szczeliny wokół dzwi frontowych oraz doskwierający brak drzwi do łazienki:) Jak pisałam wcześnej - trwa lakierowanie framug i drzwi. Wychodzi to mniej więcej tak (na pierwszym planie oryginalny system wentylacyjny:)):
Rozpoczęliśmy też, a właściwie Luby rozpoczął zmagania z szyldami i klamkami... Efekt przeszedł nasze oczekiwania! Środek, który do tego celu kupiliśmy pochodzi chyba z LV-426 - przegryza sie przez wszystko i w błyskawicznym tempie. Jednak przy zachowaniu stosownej ostrożności, można zrobić coś takiego:
Środek nakładaliśmy pędzelkiem na parapecie okiennym - świeże powietrze! Po kilku - kilkunastu minutach z pomocą kombinerek i szpachelki należy zdrapać powłokę. Resztki szlifujemy drucianą szczotką i wydrapujemy, np. nożykiem z trudniej dostępnych miejsc. Oczyszczenie widocznego kompletu nie zajęło więcej niż 40 minut - satysfakcja gwarantowana!;)
No i to chyba wszystko na razie. Spektakularnych zmian nie odnotowano, ale my cieszymy się, że znowu zaczynamy wpadać w remontowy rytm. Pozdrawiam wszystkich wytrwałych czytelników!:)
Lepszej rekomendacji środka nie widziałam :-) koniecznie wpisuję w notes "ku pamięci". Drzwi - miodzio. Kupię podobne w formie ale współczesne, inne mi się po prostu nie podobają.
OdpowiedzUsuńFajnie że znowu coś piszesz. Pozdrawiam!!!
...oczywiście okuć zazdroszczę ;-)
OdpowiedzUsuńChyba jakoś wczoraj zastanawiałam się, co się z Tobą dzieje i jak postępy u Was :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że są, są... Wszystko wygląda absolutnie fantastycznie! te drzwi są obłędne! a klamki, szyldy.. olala! :) zakochałam się :)
Czekam na kolejną relację :)
Trzymajcie się dzielnie!
dobrze że piszesz. uściski!
OdpowiedzUsuńe no dzieje się, dzieje
OdpowiedzUsuńdrzwi cudne
okucia także - nam brakowało okuć i klamki do drzwi wejściowych, żeby pasowały do reszty i po 5 latach znalazłam identyczne na ALL i za śmieszne pieniądze - więc szukajcie wytrwale :)
pozdrawiam serdecznie
....wrociliscie! :)
OdpowiedzUsuńnawet bez postępów w remoncie, porządek u Was :)..tzn. od rdzy też czyści?
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam wszystkim za odwiedziny! nie spodziewałam się, że bedziecie jeszcze o nas pamiętać:) a co do czyszczenia z rdzy - to okaże się niebawem, ponieważ w zeszłym roku znalazłam na Jarmarku jedną klamkę do naszego kompletu tylko właśnie calutką zardzewiałą (pewnie padła ofiarą "patynowania" przed wystawieniem na sprzedaż:/ ). Obawiam się jednak że na rdzę trzeba będzie czegoś innego poszukać, jeśli przyjrzeć się bliżej lewemu szyldowi - widać na nim właśnie ślady rdzy - nie puściły po czyszczeniu.
OdpowiedzUsuńŁadny plakat z żuczkami:)) (przepraszam, nie mogłam się powstrzymać...)
OdpowiedzUsuńSpamujemy wyróżnieniami:)
OdpowiedzUsuńMamy jedno dla Was!
piękne szyldy, ja też szukam pasujących klamek i szyldów, niestety wszystko jest jakieś "nietakie", albo zbyt pałacowe, albo zbyt rustykalne albo po prostu nowe i niestety często brzydkie.
OdpowiedzUsuńzazdroszczę niesamowicie wyczyszczonych drzwi i framug - ja nad swoimi właśnie pracuję i szlag mnie trafia ;-) (od miesięcy) - zajrzyjcie czasem zielononoga.blogspot.com
Super to zostało opisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń