czwartek, 25 lutego 2010

Ściana.

Nasze prace nabierają rumieńców! Wczoraj stanęła konstrukcja ścianki działowej. Dziś Małżonek z wielką ostrożnością zdemontował stare rurki doprowadzające wodę. Udało się NIE zalać sąsiadów;) Tu muszę mojego Lubego pochwalić (bo zagląda mi przez ramię;) )za to, że tak dzielnie pracuje i codziennie po pracy spędza w mieszkanku chociaż kilka chwil - od razu widać efekty! :)

Poniżej zdjęcia rzeczonej ścianki. Nie zapomnijcie zwrócić uwagi na kunsztowną plątaninę kolanek, trójników i redukcji w kącie łazienki:)

Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie odwiedziny:)


środa, 24 lutego 2010

Sposoby.

W kwestii gazetki, mam na razie stary dobry i sprawdzony pomysł entomologiczny... Słoik z dnem wysypanym piaskiem zalany niewielką ilością wody z octem (dla ochorny przed pleśnią). Gazetę położyć na czymś co zabezpieczy ja przed bezpośrednim kontaktem z wilgotnym piaskiem i słoik na kilka dni zakręcić i zostawić. Ta metoda rozwilżania sprawdza się przy rozpinaniu zasuszonych owadów, może i tu pomoże...?

wtorek, 23 lutego 2010

Tyle słońca.

Ostatnie dni na przemian pochmurne, deszczowe i słoneczne pozwoliły na zrobienie paru zdjęć. Zgodnie z obietnicą i z największą przyjemnością przedstawiam fotografie naszego nowo odkrytego okna:)

Dzięki temu okienku do łazienki wpada mnóstwo a nawet MNÓSTWO światła... nie wydaje mi się, że zdjęcie w pełni to oddaje, ale co mi tam:)


A to nasz skarb. Wiem, że muszę to zrobić, ale boję się, że jeśli zacznę przy niej majstrować, zniszczę ją, a tak bardzo chciałabym móc ją oprawić i wyeksponować... Troszkę się zagapiłam, mogłam inaczej skadrować zdjęcie, ale nawet teraz w powiększeniu można odczytać datę wydania - 17 listopada 1928 :)

Dziś przyjechały zamówione belki na konstrukcję ścianki działowej. Były zupełnie mokre i przez to niewiarygodnie ciężkie, a przy tym tak długie, że ledwo się mieściły na zakrętach schodów. Do mieszkania nie chciały zakręcić. Trudna rada - trzeba było żonie biec do domu po piłę elektryczną, a mężowi ciąć belki na klatce. Wciąż mamy straszne opory wewnętrzne przed robieniem tam hałasu - ciągle jeszcze nie czujemy się w pełni "na swoim":) przy poprzednich przeprowadzkach i remontach mieliśmy dokładnie to samo:) Przez nadprogramowe centymetry bieżące nie zdążyliśmy pojechać jeszcze obejrzeć drzwi - kolejny dzień zwłoki:( kolejny dzień dłużej dygania na trzecie piętro z narzędziami. Małżonek poczuł od tego dźwigania taki zapał do pracy, że jeszcze zdążył przerobić po raz enty instalację kanalizacyjną:) mam wrażenie ze już w dziesiątym poście piszę o kanalizacji:) mam nadzieję, że teraz jest już IDEALNIE, i że to jest wersja OSTATECZNA:)

Pozdrowienia dla wszystkich mniejszych lub większych perfekcjonistów;) Dobrej nocy...

poniedziałek, 22 lutego 2010

Ukryte tajemnice.

Witam w poniedziałkowy poranek! Od soboty jestem niezwykle radosna i podekscytowana, mieszkanie uchyliło przed nami rąbka swojej przedwojennej tajemnicy... Jakiej - napiszę za chwilę :P
Tymczasem chciałabym nadrobić małe zaległości, faktycznie przebiliśmy dziurę do sąsiadów ;) Stało się to przy okazji wymiany rur kanalizacyjnych. Jak pisałam w konstrukcji podłogi była warstwa żużlu. Kiedy Luby zaczął majstrować przy kolankach część żużlu zabeżpieczona od dołu tylko warstwą słomy spadła po prostu do sąsiadów (na szczęście tylko na podwieszany sufit...), w efekcie powstała dziura o astronomicznych rozmiarach - jakieś 50 x 30 cm(!!) :)
No dobrze... A teraz tajemnica:) Pisałam wcześniej, że w sobotę planowaliśmy poprawić zamurowanie dziury po wcześniejszym oknie. Podejrzewaliśmy, że cegły położone są w dwóch warstwach na węższym boku - od wewnątrz i od zewnątrz z wolną przestrzenią pomiędzy nimi. Po rozebraniu wewnętrznej warstwy okazało się, że za nią ukrywa się OKNO! piękne stare drewniane (działające!) okienko z cudownymi okuciami. Mało tego resztki drewna które wystawały spod tynku okazały się być pełnowymiarowym parapetem - próba starych technologii. Parapet ma po środku wyżłobiony rowek (im bliżej środka, tym głębszy) w samym środku wywiercono dziurkę. Ponieważ okno ma pojedynczą szybę woda zimą musiała się na nim skraplać i wręcz tworzyć sople lodu. Dzięki wyprofilowanemu parapetowi mogła potem swobodnie ściekać do komory wymurowanej pod nim, prawdopodobnie kiedyś do komory wielkości polowy cegły pasowała blaszana cynowa szufladka. Szufladki jednak nie znaleźliśmy, komora była zamurowana, a po rozebraniu parapetu znaleźliśmy w jej wnętrzu gazetę.... z 1928 roku!!!:) jest bardzo zgnieciona i oczywiście nie mogę jej rozwinąć bez zniszczenia jej... Nie muszę tłumaczyć jak bardzo jestem ciekawa jej treści. Teraz szukam sposobu na jej rozprostowanie, mam już pewien pomysł, ale chętnie posłucham wszelkich porad:) To niesamowite, taki namacalny dowód na to, że ktoś tu przed nami był, mieszkał i pewnie nawet nie zastanawiał się nad tym, że za ponad 80 lat ktoś ją stamtąd wyjmie... Mało brakowało, a my również byśmy jej nie znaleźli... Czuję się jakbyśmy odkryli skrzynię pełną skarbów;)
Okno postanowiliśmy zostawić - teraz będziemy mieli łazienkę z dwoma identycznymi okienkami. Jasną i z widokiem (dotąd widzieliśmy z okna tylko ceglana ścianę) Oczywiście wymienimy je na nowe i bardziej szczelne, muszę tylko dowiedzieć się jaka firma montowała poprzednie okienko, żeby drugie się nie różniło.

Małe okienko po sufitem już wymontowane i schowane, podobnie jak parapet chciałabym je odnowić i dać mu drugie życie w naszym domku:)

Aha, planujemy też w marcu zamontowanie nowych antywłamaniowych drzwi wejściowych, znaleźliśmy już firmę zastanawiamy się jeszcze tylko nad szczegółami. Nabyliśmy także drogą kupna konstrukcję na nową ściankę działową między kuchnią i łazienką

Wkrótce dokumentacja fotograficzna:)

Pozdrawiam!!

sobota, 20 lutego 2010

Po przerwie....

Długo mnie nie było... oj długo... Tak to już jednak jest z remontami wykonywanymi tylko popołudniami, że czasem po prostu nie ma czasu na nie... W remontowaniu przytrafiła się nam więc niewielka przerwa spowodowana różnorodnymi przyczynami towarzyskimi;) Dzielnie jednak wróciliśmy i na nowo rzucamy się w wir pracy, dzięki czemu znowu mam o czym pisać:) na blogową niekorzyść działa fakt, że ostatnio prace dają mało spektakularne efekty, za to są niesłychanie czasochłonne... Ot - typowa dłubanina.
Sprawozdanie:
1) odkręcono płyty OSB i wzmocniono podłogę w łazience dodatkowymi deskami (30 mm) ułożonymi prostopadle na legarach, co dodatkowo pozwolili (mam nadzieję) na uzyskanie pożądanego spadku/poziomu
2) uszczelniono i zakończono instalację głównej rury kanalizacyjnej oraz rury odpowietrzającej dzięki czemu w łazience wreszcie normalnie pachnie...
3) zamontowano nowy a piękny zamek w drzwiach wejściowych - teraz czujemy się bezpieczni;)

zostało jeszcze tylko na nowo przykręcić płyty na podłogę i można zabierać się za ściany - w pierwszej kolejności trzeba zamurować dwa okna - pierwsze malutkie pod samym sufitem, drugie właściwie zamurowane, jednak na tyle nieudolnie, że przez szpary czuć powiew świeżego powietrza:)

aktualne zdjęcia - łazienka:

i kuchnia:


Udanej soboty!

wtorek, 2 lutego 2010

Układ.

Nareszcie! :) Kto szuka nie błądzi, a jeśli już błądzi - to po to ma męża, żeby miał za kim trafić na właściwa ścieżkę, znaleźć płytkę instalacyjną i opublikować na blogu obiecany plan:) Tajemnicze prostokąty po lewej stronie - to szafka stojąca i wisząca skrywająca w sobie pralkę. Nad wanną i umywalką planujemy duuuużą taflę lustra. Obudowa stelażu podwieszanego wc ma być symetryczna do podobnej konstrukcji pod umywalkę. Wszystko ma się pomieścić na powierzchni nieco ponad 4 m.kw. (200x225 cm).

Dopuszczam możliwość, że efekty naszej wielogodzinnej pracy i debat mogą nie zrobić wielkiego wrażenia, ale ja cieszę się jak dziecko i poczułam wielką ulgę, gdy wreszcie zamknęliśmy ten projekt uznając, że tak nam będzie wygodnie i funkcjonalnie;) Urządzając to mieszkanie, znacznie bardziej niż przy poprzednich przedsięwzięciach, odczuwam niepokój, że mogę popełnić jakieś głupstwo, za które będziemy długo i dotkliwie pokutować. To wina faktu, że teraz zabieramy się za miejsce, w którym chcemy spędzić znaczącą część naszego życia...:) Słodka i straszna perspektywa jednocześnie:) Tymczasem Małżonek trwoni ciężko zarobione pieniądze w sklepach budowlanych, a ja leżę zakopana pod kołdrą i staram się wyzdrowieć:)
Pozdrawiamy!

poniedziałek, 1 lutego 2010

Harmonogram.

Nadal nie mogę odnaleźć aplikacji, w której kiedyś sporządzałam plany mieszkań. Zamiast tego niedzielny wieczór spędziliśmy z Lubym na liczeniu, uzgadnianiu, planowaniu... Nie pisałam tego chyba wcześniej, ale po kupieniu mieszkania wyznaczyliśmy sobie pewien plan. Chcemy w nim spędzić tegoroczną Gwiazdkę. Wydaje się, że rok to sporo czasu, ale pozory często mylą, szczególnie jeśli na prace można przeznaczyć tylko niektóre popołudnia i weekendy no i naturalnie nie chce się naruszać swojej płynności finansowej;) Na nadchodzący miesiąc planujemy położenie płyt jastrychowyh w części mieszkania, gdzie mają się pojawić kafle; założenie docelowej kanalizacji w łazience; rozpoczęcie prac nad drzwiami i futrynami (będzie sporo skrobania i opalania... trzeba zerwać nieśmiertelną białą olejną farbę (brrrrr....) i warstwę pokostu, która z pewnością się pod nią ukrywa). Nie oczekujemy wcale, że w grudniu wszystko w mieszkaniu będzie skończone, wręcz przeciwnie. Chcielibyśmy jednak do tego czasu przynajmniej zamontować wannę, WC i pralkę w łazience, wycyklinować podłogi, wyrównać ściany, co wiąże się z nową instalacją elektryczną, zainstalować ogrzewanie gazowe (piec dwufunkcyjny), urządzić tymczasową kuchnię. Trzymacie za nas kciuki?:)
Tymczasem legary w łazience zostały przykryte. Niestety nie były na tyle uprzejme, żeby trzymać właściwy poziom, a właściwie spadek w odpowiednim kierunku - Lubego czekają poprawki i długa zabawa z poziomicą:)

Pozdrawiam